czwartek, 31 lipca 2014

(21.) 6. „Zgon i masaż”


Czas mijał. Rik zajmował się Ellie. Ciągle za nią chodził, nosił dokumenty, robił herbatę… Wszystko było idealnie. Rocky już się odkochał i Vanessa mu się nie podoba. Zamierzał jej to powiedzieć, ale nie wiedział jak i kiedy. Postanowił zrobić to dziś. Zaraz po śniadaniu poszedł do niej.
- Hej Van. – powiedział gdy tylko otworzyła drzwi.
- Hej Rocky. – rzekła i przytuliła go. – Wejdź do środka.
Rocky wszedł i zaczął się rozglądać.
- Co jest? – spytała się go.
- Nic… Po prostu muszę Ci coś powiedzieć.
- Ale co? – była nieco zdziwiona.
- To co do Ciebie czułem to było… - przerwał mu telefon. Odebrał i wrócił do Van. Nie zdążył nic powiedzieć, bo Lau i Rossy byli u niej. – Hej! – przywitał się z nimi. – Van mogę Cię na słówko. – rzekł i zabrał ją do kuchni. – Od dłuższego czasu zamierzam powiedzieć Ci, że to co do Ciebie czułem to było tylko… zauroczenie. Sorry Van, ale już nie jesteśmy razem. Nic do Ciebie nie czuję.
- Co!? – spytała i chwyciła nóż.
- Zrywam z Tobą? – powiedział pytająco.
Van zdenerwowała się jeszcze bardziej. Przyłożyła Rockyemu nóż do gardła. Rocky nie miał jak uciec gdyż stał w rogu kuchni.
- Zabiję Cię. – syknęła ze złością.
- Nie radzę. Mamusia Stormie by Cię do psychiatryka zaprowadziła i powiedziała, że masz coś nie tak z głową lub do więzienia do sali z gumowymi ścianami, meblami… Przynajmniej miałabyś na czym się wyżywać i co gryźć. – Rocky dogryzł.
- Czy Ty masz mnie za psa? – spytała nie czekając na odpowiedź. Już miała wbić mu nóż w gardło gdy do kuchni wpadł Ross.
- Ross ratuj! – krzyknął Rocky.
- Ty Lynchu! Nawet nie próbuj ratować brata! – krzyknęła Van.
- Niby jak mam Ci pomóc? Jak tylko się zbliżę to jeszcze mnie zabije.
- To może chwyć ją za włosy i odciągnij ode mnie? – rzekł pytająco Rocky.
- To jest zbyt niebezpieczne! – krzyknął Rossy.
W tym momencie Laura weszła do kuchni. Gdy Vanessa ją zobaczyła od razu upuściła nóż. Rocky wybiegł z domu Van. Ross zabrał Lau i wyszedł. Vanessa Marano została sama… Nie wiedziała co zrobić.


***

Rocky wrócił do domu. Opowiedział wszystko mamie Stormie. Mamusia przejęła się, ale tylko trochę. „Jak ktoś może chcieć zabić mojego synka…” myślała. „W sumie to tylko Rocky… Długo bym nie płakała po nim.” myślała dalej. Różne myśli męczyły ją podczas przygotowywania obiadu, że w końcu spaliła kotlety. Woda z ziemniaków wygotowała się i zrobiły się tak słone, że aż niemożliwe do zjedzenia. Kompot nadawał się jedynie do wylania. Gdyby nie Mark od kotletów spalił by się ich „śliczny dom” jak to uważał dumny ojciec Mark Lynch.


***

Ten dzień nie był szczęśliwy. Podczas robienia porządków Ell upuścił kanapę sobie na nogę… Delly robiła u okłady z lodu… ale noga i tak bolała. Rocky nadal był przestraszony po tym co stało się u Van w domu… Nie mógł o tym zapomnieć. W końcu ktoś groził mu nożem… Jedyną osobą, której nie przydarzyło się nic przykrego był Ryland. „Ten to ma szczęście.” myślał Rocky… Nawet u Rossa nie było spokojnie…


***

Następnego dnia rankiem w domu Rossa znów zaczęły się rozmowy na temat tego co się wydarzyło wczoraj u Van. Między Rossem, a Lau wywiązała się kłótnia.
- Twoja siostra chciała zabić mojego brata! – krzyczał wściekły Rossy.
- Ross Ty nic nie rozumiesz!
- Ja nic nie rozumiem!?
- Tak Ross. Ty nic nie rozumiesz!
- Ale to twoja głupia siostra chciała zabić mojego brata Rockyego!
- Ale to on ją zranił!
Ross i Laura jeszcze długo się kłócili. Po kilku godzinach byli zmęczeni ciągłym krzyczeniem. Ross miał dość. Chciał pogodzić się z Laurą. Usiadł koło niej i przytulił.
- Lau przepraszam… - zaczął. - …ale to ona mu groziła… Po za tym nic między nimi nie było…
- Masz rację… Ja też Cię przepraszam Rossy.
Po tych czułych przeprosinach przytulili się mocno. Ross pocałował ją. Postanowił spędzić z nią cały dzień… Ross wymyślił karaoke. Śpiewali piosenki takie jak: Better Than This, Me And You. Chasin’ The Beat Of My Heart, Parachute, What We're About, Shine, Upside Down, Finaly Me, Stuck On You, The Me That You Don't See, I Think About You i inne piosenki z Austin & Ally. Czas miło im leciał…


***

Riker siedział w pracy. Cały czas nie mógł się skupić… „Co to będzie jak ojciec Ellie się dowie? Ucieszy się czy będzie chciał mnie zabić?” rozmyślał. Ellie przerwała jego zamysł.
- Rik bierz się do roboty. – powiedziała.
- Już się biorę, biorę… - powiedział z niechęcią… - Co ona sobie myśli? Jak tylko ciąża jej będzie przeszkadzać w pracy ja będę tam zarządzał… Przynieś herbaty, kup drożdżówkę… - mamrotał pod nosem.
- Co proszę? – spytała blondynka, która wszystko słyszała… Siedział za blisko niej. – Mówiłeś, że „co ona sobie myśli?” i jeszcze mnie parodiowałeś „przynieś herbaty, kup drożdżówkę…”. Ty mnie nie kochasz. Ja Cię tylko drażnię… - łzy zaczęły jej spływać razem z tuszem po policzkach…
- To nie tak. – zaczął się tłumaczyć Rik… - Ja Cię kocham i nie drażnisz mnie… Przestań płakać… - przytulił ją i pocałował. W tym momencie wszedł jej ojciec… „Co teraz zrobić?” pomyślał Rik…


***

Rocky wyszedł na spacer… Łaził bez celowo. W końcu wpadł na dziewczynę rozdającą ulotki na bezpłatny masaż kasztanami. Wziął ulotkę i poszedł… Dziewczyna była ładna, ale nie w typie Rockyego. W sumie on w jej też nie. Rocky skierował się w kierunku miejsca, gdzie robią ten darmowy masaż. Chwilę poczekał, aż będzie jego kolej. Podczas masażu kasztanami zrelaksował się i zapomniał o tym co się wydarzyło. Po masażu był całkiem inny. Wrócił do domu i wyręczył mamę ze sprzątania… Kiedy Stormie się głębiej zastanowiła to przecież Rocky najbardziej nie lubił sprzątać… No cóż… Jak chce to niech sprząta tylko dokładnie…


***

Minęło parę dni… Ella noga przestała już boleć. Rocky nie pamiętał już o tym co się wydarzyło. Ross i Lau byli nie rozłączni. Cały czas sobie słodzili. Rossy ją rozpieszczał… Dbał o nią jak nigdy. Riker wybrnął z sytuacji. Ojciec Ellie jeszcze nic nie wie… Ale to ma się zmienić. Ellie zamierza mu wyznać prawdę, ale Rik prosi ją o troszkę czasu...


***

Tymczasem w domu Vanessy. Siedziała i zastanawiała się nad swoim losem… „Nikt już mnie nie pokocha…” myślała. „Moje życie nie ma sensu…” powtarzała sobie w myślach… „NAJLEPIEJ ODEJŚĆ Z TEGO ŚWIATA” powiedziała, ale już na głos. „Co by tu zrobić?” myślała… W końcu stwierdziła, że najlepszym i najbardziej oryginalnym pomysłem jest… porażenie prądem... Wymyśliła to tak:
  1. Usiąść do wanny z wodą.
  2. Włączyć suszarkę.
  3. Mokrą ręką ją chwycić i upuścić do wody.

Następnym punktem powinien być ZGON.
Van specjalnie napisała to słowo na czerwono… Teraz to tylko zrealizować… Poczekam do wieczora… Wtedy przez całą noc nikt się nie dowie i już mnie nie uratują.

Jak wymyśliła tak zrobiła… Poczekała do 22:30. Wtedy zaczęła wypełniać swój plan… I jej się udało…


-------------------------------------
Hejka! Spodziewaliście się takiego zakończenia rozdziału? Jest Wam smutno z powodu śmierci Van? Nie macie co płakać, bo pogrzeb będzie fajny ;)
Powiem tyle. To jest jeden z moich ulubionych rozdziałów.


A to Ross w pralce ;)


4 komentarze:

  1. Biedna moja Vanka :( kurde pustak będzie wmawiał Rossy'emu że on nic nie rozumie, tak? Nienawidzę tego babska niech zdechnie tak samo jak Vanka! Rocky lubi się bawić uczuciami innych widzę... kolejny zły. Czarna magia. Zrobisz pytanie do bohatera? Chcę naprzeklinać na tego pustaka -.- czekam nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy sa tutaj chorzy psychicznie. W ogóle to ja Ci jeszcze lba przyślę, tylko muszę je wypełnić... Ja dziękuję - ja bym im raz a porzadnie taka kłótnię urzadziła, że rozwód na miejscu. Van się zabiła =(
    Co za wyrodna matka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cie do LBA. Szczegóły u mnie: http://better-is-together.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń